G-ZV8CDPDQDW
Caracas, Icononzo, Lençóis, Lima i Punta Arenas – czyli Polonia o wyborach prezydenckich 2020

Caracas, Icononzo, Lençóis, Lima i Punta Arenas – czyli Polonia o wyborach prezydenckich 2020

caracas, icononzo, Lençóis, lima i punta arenas - polonia o wyborach 2020

Na parę dni przed pierwszą turą wyborów prezydenckich 2020, rozmawiam z Polakami w Brazylii, Chile, Kolumbii, Peru i Wenezueli. W trzech z nich nie zorganizowano obwodu wyborczego. 

Rozmawiamy o organizacji wyborów, technicznych problemach i dlaczego Polacy w Ameryce Południowej głosują w wyborach. Słucham o uczuciach, które wywołuje bezradność związana z brakiem oddania patriotycznego głosu.

Dzięki tym rozmowom przemierzyłam duży latynoski kontynent w ciągu kilku godzin – od Morza Karaibskiego po Cieśninę Drake’a i od Atlantyku po Pacyfik. Zniknęły granice państw i strefy czasowe na tym wielkim kontynencie.

Wszyscy jesteśmy Polakami.

To nie jest trzęsienie ziemi. Peru

Dzwonię do Limy i rozmawiam z Polką, która w Peru mieszka od ponad 7 lat. W poprzednich latach była członkiem komisji wyborczych. Prosi o zachowanie anonimowości.

Ambasada Polski w Peru ma kompetencje terytorialne także w Ekwadorze oraz Boliwii. W wyborach 2015 Polacy w Quito i La Paz mogli oddać swój głos korespondencyjnie. W wyborach parlamentarnych w 2019 już nie zagłosowali. Głosowała tylko Polonia peruwiańska. W tym roku – Polaków pozbawiono głosu w każdym z tych trzech andyjskich krajów.

Pytam o powód niezorganizowania wyborów. Dowiaduję się, że w „Peru trwa stan wyjątkowy do końca czerwca i nie działa poczta narodowa SERPOST. Ale kurierzy i mniejsi mensajeros tak” – tłumaczy i pyta – „Jeżeli dostarcza się jedzenie, to dlaczego nie koperty?”

Pozwolenie na organizację wyborów za granicą wydaje Ministerstwo Spraw Zagranicznych tego kraju. Ambasada RP W Peru nie otrzymała pozwolenia od peruwiańskiego MSZ-u. Polka zapewnia, że konsul bardzo się starał i zabiegał o to, aby zorganizować wybory dla lokalnej Polonii. W Peru podejmowanie decyzji dłużej trwa – mañana – jako rezydentka Kolumbii bardzo dobrze wiem o co chodzi.  

To nie jest trzęsienie ziemi – pandemia Covid-19 to sytuacja nadzwyczajna, która objęła cały świat. A tak to wszystko było zorganizowane na ostatnią chwilę

Według Polki wybory nie zostały zorganizowane, bo zabrakło nacisku polskiego MSZ-u na peruwiańskie władze. „Brak konwersacji, współpracy, przedstawienia konkretnych opcji” – wylicza – „Brazylia ma jeden z największych wskaźników zachorowań na świecie, a Polacy mogą tam głosować”.

Przez telefon słyszę, że ugodziło w nią to, że lokalnej Polonii odebrano możliwość głosowania – „Tym razem miałam swojego kandydata na prezydenta”. Przyznaje, że czuje się urażona, że odbierają jej coś, co jest zagwarantowane w Konstytucji.

Nie zgadza się z opiniami, że Polacy za granicą nie powinni głosować w polskich wyborach i argumentuje – „Prezydent, którego wybieramy, potem wybiera Ambasadorów, którzy go reprezentują”. Być może wróci kiedyś do Polski; mieszka tam jej rodzina, znajomi – chce dla nich jak najlepszego prezydenta – „Dlatego nasz głos też jest ważny”.

„Najlepiej byłoby przesunąć wybory na sierpień” – szacuje, że wtedy życie powróciłoby do normalności – „To nie jest trzęsienie ziemi – pandemia Covid-19 to sytuacja nadzwyczajna, która objęła cały świat. A tak to wszystko było zorganizowane na ostatnią chwilę”.

Jest optymistką. Liczy na oddanie głosu w II turze, choć nie ma potwierdzenia od konsula w Limie, że zostanie powołany obwód wyborczy.

Wyścig z czasem. Kolumbia

Rozmawiam z Anią Matelską, dumną z Icononzo w departamencie Tolima, w którym mieszka razem z kolumbijskim narzeczonym.  To niewielkie miasteczko, które jest oddalone o 100 km  od rogatek Bogoty.

Kiedy dowiedziała się, że sporo Polaków w Kolumbii otrzymało już swoje koperty – a ona nie – skontaktowała się z Ambasadą, która przekazała jej numer do śledzenia przesyłki. Sprawdziła, że koperta utknęła w biurze prywatnej poczty SERVIENTREGA w Fusagasugá po drodze do Izononzo. Przesyłkę z pakietem wyborczym otrzymała dopiero w środę 24 czerwca o godzinie 17. Następnego dnia znajomi wysłali kopertę zwrotną z Melgar. Czy dojdzie na czas? – nie wie. W piątek 26 czerwca jej paczka dociera do centrum logistycznego w Bogocie – na potwierdzenie dostaję zrzut z ekranu. Polska Ambasada przyjmuje koperty z głosami do końca możliwości – do godziny 21.00 w sobotę – trzymam za nią kciuki, aby się udało.

Na nieszczęście korespondencyjne wybory przypadają na okres, kiedy w Kolumbii są trzy długie weekendy pod rząd i SERVIENTREGA wydaje się nie pracować w ten okres. Koperta z pakietem wyborczym przez pierwszy długi weekend została zatrzymana w Fusagasugá, a w drugi długi weekend utknęła gdzieś w Bogocie. Ania już po ogłoszeniu wyników pierwszej tury, pisze mi przez WhatsApp: „Finał nieznany, ale raczej bez happyendu, bo status przesyłki nie zmienił się od piątku”.

Każdy polski obywatel powinien mieć prawo głosowania. Ci, którzy mieszkają za granicą też

Według Ani, wybory korespondencyjne były skazane na porażkę i najskuteczniejszą formą głosowania byłoby oddanie głosu online. Jednak poczuła ulgę, kiedy otrzymała pakiet – „Każdy polski obywatel powinien mieć prawo głosowania. Ci, którzy mieszkają za granicą też”.

Zanim otrzymała przesyłkę z Ambasady, czuła się sfrustrowana, że nie było jej dane oddać głosu na prezydenta. Dla niej głosowanie w wyborach, zwłaszcza prezydenckich, to jest obywatelski obowiązek.

Gdyby wybory były zorganizowane osobiście, pojechałaby do Ambasady, nawet gdyby musiała w urzędzie miasta zdobyć przepustkę na wyjazd do Bogoty. W krajach poza Polską głosować można tylko w placówkach konsulatu. W Kolumbii jest tylko jedna, w stolicy. „Sytuacja nadzwyczajna w skali światowej” – przyznaje, ale nie obwinia nikogo – „Projekt wyborów korespondencyjnych po prostu nie wypalił”.

ręka trzymająca korespondencyjny pakiet wyborczy

Dziadowska organizacja. chile

Tam, gdzie na arktycznym południu kończy się kontynent Ameryki Południowej, rozmawiam z naszym człowiekiem w Patagonii. Arek Mytko swoje życie dzieli pomiędzy Yerba Buena w prowincji Tucumán w Argentynie i Punta Arenas w Chile. Przez koronawirusa utknął w Punta Arenas, gdzie jego sezonowa praca wymagała obecności do kwietnia. Rozmawiamy na temat braku wyborów w Chile.

Długie państwo jest mocno scentralizowane w stolicy Santiago. Stan wyjątkowy obowiązuje cały czas, są godziny policyjne. Poczta i kurierzy jednak działają. Na pytanie, dlaczego nie ma wyborów, odpowiada – „Nie chciało im się”. Na potwierdzenie przesyła mi dwa emaile – jeden od Konsula, a drugi od Polonii chilijskiej z petycją w sprawie zorganizowania drugiej tury wyborów.

W pierwszym emailu czytam:

„Ze względu na sytuacje epidemiologiczną, władze w Chile wprowadziły w kraju stan katastrofy, godzinę policyjną, zakaz opuszczania miejsca zamieszkania w najważniejszych ośrodkach miejskich oraz ograniczenie pracy kluczowych dla przeprowadzenia wyborów usługodawców. Władze chilijskie poinformowały, że obowiązujące przepisy, nie pozwalają na wydawanie specjalnych pozwoleń na opuszczenie miejsca zamieszkania w celach związanych z wyborami”.

Z petycji Polonii dowiaduję się:

„Prawnicy, z którymi konsultowaliśmy temat, uważają, że niewyrażenie przez chilijski rząd zgody na przeprowadzenie nawet korespondencyjnych wyborów wśród chilijskiej Polonii jest „dziwne i niespotykane”. Ponadto stanowi formę dość mocnej ingerencji w polską demokrację – ów zakaz sprawia bowiem, że najbliższe wybory głowy państwa nie będą powszechne.”

mozaika zdjęć osób z napisami polonia w chile nie ma wyboru

Arek wyjechał z Polski 18 lat temu. Przez ten czas nie uczestniczył w polskich wyborach; był apolityczny. Co się zmieniło, że chciał oddać głos właśnie teraz? „Chciałem zagłosować za lepszym prezydentem dla moich dzieci” – ma marzenie, aby zabrać je do kraju i nauczyć języka. Chciał zagłosować za lepszą głową państwa także dla siebie samego – „Gdybym miał wrócić i znaleźć pracę w normalnym kraju” – tłumaczy.

„Chujowo.” – odpowiada na moje pytanie jak się czuje z tym, że nie może głosować – „Po 18 latach zmobilizowałem się do głosowania i zostało mi to odebrane”. Otwarcie przyznaje – „Jestem wściekły i jest mi przykro, bo odebrano mi podstawowe prawo”.

W Polsce robi się Ameryka Łacińska. To jak polski rząd się zabrał do wyborów to jest dziadowska organizacja

Obecny polski rząd surowo porównuje do rządów Kirchner w Argentynie – „W Polsce robi się Ameryka Łacińska. To jak polski rząd się zabrał do wyborów to jest dziadowska organizacja” – ocenia krytycznie.

Tłumaczy, że prawdziwe tajne głosowanie to jest wysłanie koperty pocztą śledzoną, a nie nieśledzoną – jak to sugerował rząd. Ważna jest możliwość monitorowania przesyłki, aby uniknąć oszukiwania po drodze.

Przez chwilę rozmawiamy także o prześwitujących kopertach, które podstawione pod światło ukazują przy jakim nazwisku postawiono krzyżyk. „Polakom odebrano możliwość tajnego głosowania” – mówi – „Taka organizacja jest bardzo latynoska…. zarówno mentalnie, jak i organizacyjnie”.

Pomimo tego Arek jest pozytywnej myśli – „Jest światło w tunelu na poprawienie organizacji drugiej tury”. Jeżeli tylko rząd będzie chciał nauczyć się ze swoich błędów.

Najdroższe wybory w życiu. Brazylia

W Brazylii rozmawiam z Agą Szczepańską, którą „łapię” w górzystym Lençóis w stanie Bahía, czyli jak mi tłumaczy – in the middle of nowhere. Poza Polską mieszka od 12 lat i doświadczenie w głosowaniu za granicą ma m.in. w Australii, Nowej Zelandii czy w Indiach. Teraz przyszła czas na Brazylię, gdzie złapał ją koronawirus w trakcie dwuletniej podróży po Ameryce Łacińskiej. W rozmowie często wtrąca angielskie wyrażenia, które pozostały jej po długim mieszkaniu w kraju, gdzie sfilmowano „Władcę Pierścieni”.

Brazylia, to drugi po Stanach Zjednoczonych kraj z największą liczbą zakażonych Covid-19. Realną liczbę zarażonych ocenia na o połowę wyższą niż oficjalne dane tłumacząc, że prezydent Bolsonaro jest przeciwnikiem całego „zamieszania” związanego z koronawirusem. 

Mimo tak dużych żniw, jakie zbiera pandemia, polska Ambasada dostała pozwolenie od brazylijskiego rządu na zorganizowanie wyborów osobistych oraz korespondencyjnych. Powstały dwa okręgi wyborcze: jeden w Brasilia i drugi w Kurytybie.

Aga zapisała się na głosowanie w Konsulacie w polonijnej Kurytybie. Przesyła mi emaila od wicekonsula, w którym czytam, że placówka otrzymała karty do głosowania od PKW we wtorek 16 czerwca i tego samego dnia pakiety wyborcze zostały wysłane pocztą kurierską SEDEX. Usługa pocztowa pomiędzy Kurytybą, a Lençóis – dowiaduje się – teoretycznie powinna zająć trzy dni. Koperta z pakietem wyborczym dociera do niej dokładnie tydzień później. Miasteczko jest tak małe, że aby odebrać przesyłki, trzeba na pocztę iść osobiście. Agnieszka śledząc podróż cennej koperty, na pocztę wybiera się we wtorek 23 czerwca i odbiera pakiet wyborczy.

W międzyczasie czeka ją jednak niemiła niespodzianka. Konsulat zażyczył sobie zwrot kopert do piątku 26 czerwca i zaproponował wysłanie szybszym DHL-em. W Lençóis DHL-u nie ma. I jeżeli odesłanie koperty do Kurytyby SEDEX-em kosztuje R$98 (72 zł) i nie ma pewności, że dojdzie na czas, to co dopiero gdyby koperta miała być wysłana droższym DHL-em. Najdroższe wybory w życiu! W rezultacie – nie wysyła koperty.

Korespondencyjne wybory to fajny pomysł, ale rozwiązanie niestety kiepskie.

Jest jest przykro. Nie lubi aktualnej władzy w Polsce i chciała to zmienić, bo wierzy, że każdy głos jest ważny. Wierzę jej – w końcu, aby zagłosować w New Dehli jechała autokarem 12 godzin! Choć wygrał PIS, cieszyła się, że oddała głos w wyborach.

„Czuję się kiepsko – mówi – „Tym razem, teoretycznie, nic nie musiałam robić”. Nie było długiej podróży autokarem czy decyzji o kupieniu biletu na samolot do Wellington, kiedy mieszkała w Nowej Zelandii. „Kupienie biletu na samolot do Brasilii czy Kurytyby byłoby next level commitment” – stwierdza. Korespondencyjne wybory według niej to fajny pomysł, ale rozwiązanie niestety kiepskie.

Pytam się co sądzi na temat coraz częstszych głosów w sprawie niegłosowania w wyborach przez Polaków mieszkających poza Polską. Uważa, że – „To bzdura i to tylko opinia”. Uczestniczy w wyborach, bo ważne jest dla niej well-being rodziny i znajomych, których ma w Polsce.

Król jest nagi. Wenezuela

Dzwonię do Justyny Zuń-Dalloul, która w Caracas mieszka od 28 lat. Wiem, że z ogarniętej kryzysem humanitarnym Wenezueli, wszyscy co mogą – uciekają. Rozmowa z kimś, kto wciąż w Wenezueli mieszka, z góry zapowiada się na interesującą.

Zdzwoniłyśmy się, aby porozmawiać o wyborach i dlaczego Polacy w Wenezueli nie głosują. Justyna tłumaczy, że była powołana komisja na wybory osobiste 10 maja, jednak po zmianie sposobu głosowania na korespondencyjne – zrezygnowano ze względu na techniczne problemy.

W Wenezueli poczta państwowa IPOSTEL w ogóle nie funkcjonuje. Dzięki hiperinflacji prywatni kurierzy są bardzo drodzy. Teraz podczas pandemii wszystko (oprócz sklepów spożywczych i aptek) jest zamknięte. Również kurierzy. Przez jakiś czas nie było benzyny. Transport publiczny nie działa. Szpitale nie funkcjonują. Jest kwarantanna. Maduro nakazał siedzieć w domu. „Odwołanie wyborów w Wenezueli to dobra decyzja Państwowej Komisji Wyborczej” – ocenia Justyna.

Ambasadą RP w Caracas zarządza tymczasowy chargé d’affaires. Pytam o sens istnienia placówki, biorąc pod uwagę kryzys w Wenezueli i Justyna przekonuje, że Ambasada ma strategiczne położenie w regionie. Komisje wyborcze w Caracas zawsze były powoływane, za wyjątkiem wyborów parlamentarnych w 2019 roku.

Rozmowa jednak cały czas schodzi na trudną sytuację wenezuelskiej Polonii.

I w pewnym momencie zaczynam rozumieć – dla Polonii w Wenezueli temat wyborów na prezydenta Polski jest nierozerwalnie połączony z ich sytuacją w kraju.

Dla Polonii w Wenezueli temat wyborów na prezydenta Polski jest nierozerwalnie połączony z ich sytuacją w kraju.

Dla nas – Polaków mieszkających w Kolumbii, Peru, Chile i Brazylii – wybór odpowiedniego kandydata na prezydenta Polski, to wybór osoby, która będzie sterowała krajem położonym daleko za Atlantykiem, w ciepłym gniazdku centralno-wschodniej Europy. Głosujemy, bo chcemy i mamy takie konstytucyjne prawo. Głosujemy, bo pragniemy lepszej przyszłości dla naszych rodzin, przyjaciół i znajomych. Głosujemy, bo może rozważamy powrót do ojczyzny. Ale mieszkamy w innym kraju, rządzi nami inny prezydent i inny rząd, których nie możemy wybierać, jeśli nie mamy obywatelstwa. W polskich wyborach głosujemy niejako…. symbolicznie.

Dla Polaków w Wenezueli, głosowanie na polski rząd i polskiego prezydenta nie jest symboliczne. To jest być i nie być.

W wyborach parlamentarnych w 2015 Polacy w Wenezueli głosowali na PiS, a w wyborach prezydenckich na Andrzeja Dudę. Partia skontaktowała się z Polonią, obiecując wsparcie i poprawę ich sytuacji. Rządząca wcześniej PO nigdy nie wykazała zainteresowania, choć o kryzysie w Wenezueli głośno się mówiło. Po pięciu latach rządów PiS-u i Andrzeja Dudy, Justyna gorzko twierdzi, że wenezuelska Polonia była dla rządzącej partii tylko mięsem wyborczym. „Król jest nagi” – ocenia, odwołując się do znanej bajki Andersena, kiedy poddani przejrzeli na oczy widząc króla takim, jakim jest na prawdę. Według niej Polska to państwo, które nie ma opracowanej polityki ochrony swoich obywateli za granicą w sytuacji zagrożenia humanitarnego. Ma żal do obecnego rządu za niespełnione obietnice.

Wenezuelska Polonia była dla rządzącej partii tylko mięsem wyborczym. „Król jest nagi” – ocenia, odwołując się do znanej bajki Andersena, kiedy poddani przejrzeli na oczy widząc króla takim, jakim jest na prawdę.

Polonia w Wenezueli czuje się bezradna, bo wie, że nie ma właściwego kandydata na prezydenta. Pomocy dla najbardziej potrzebujących z wenezuelskiej Polonii wciąż brak, mimo kontaktu z Kancelarią Prezydenta, Sejmem i Senatem. Justyna z goryczą mówi, że polski rząd wysłał pieniądze do polskich ambasad na świecie w ramach akcji #Polonia4Neighbours. Część z tych pieniędzy otrzymała placówka w Caracas. Pieniądze trafiły do parafii, której proboszczem jest polski misjonarz. Pomoc otrzymają Wenezuelczycy.

Pomoc obywatelom za granicą to nie jest nowy wynalazek. Słucham o Hiszpanii, Włochach, Ekwadorze… Kraje wykupują specjalne polisy ubezpieczeniowe dla swoich rodaków w Wenezueli lub przyznają zasiłki lub renty. Hiszpania otworzyła klinikę w Caracas dla hiszpańskich emigrantów. Są to beneficjenci emerytur w hiszpańskim systemie opieki socjalnej i pomocy dla osób niepełnosprawnych. Szukam na internecie i znajduję Fundación España Salud. Czytam: „[Klinika] w wyjątkowych przypadkach może zapewniać taką samą pomoc [opiekę zdrowotną medyczno-chirurgiczną i farmaceutyczną] innym grupom z Unii Europejskiej”.

Dlatego też, Polacy w Wenezueli – w których imieniu jako liderka polonijnego stowarzyszenia wypowiada się Justyna – nie mają w tym roku na kogo głosować. Nikt się z nimi nie kontaktował. Nie mają też JAK głosować, bo nie został w kraju utworzony obwód wyborczy. „Jak się z tym czujesz?” – pytam. „Normalnie. Za mnie podjęto tę decyzję, ale ulżyło mi. Nie mam dylematu na kogo głosować, bo nikt się z nami nie kontaktował” – przyznaje moja rozmówczyni.

 Rozmawiamy o realiach życia w Wenezueli i o historii polskiej emigracji. A są to historie warte zgłębienia. My – Polacy w Ameryce Łacińskiej – jesteśmy w stanie w nie uwierzyć. Ktoś, kto mieszka w ciepłym i europejskim gniazdku – czy uwierzy? Bo wiara wydaje się być pierwszym krokiem do działania w kierunku niesienia pomocy.

error: Content is protected !!